-->

Absurd goni absurd, śmieszność goni śmieszność. Kontrowersja, groteskowość. Tak w wielkim skrócie można podsumować to, co dzieje się w Ferdydurke Witolda Gombrowicza. Lektura całkowicie inna niż te, które czytałam dotychczas. Żeby zrozumieć sens i przekaz, to trzeba mieć ponadprzeciętny umysł.

Dla większości Ferdydurke Gombrowicza jest katorgą, wręcz drogą przez mękę. Niemniej jednak pokazuje prawdziwość polskiej oświaty, która już 90 lat temu przekazywała prawie identyczne wartości jak obecnie. 

Ferdydurke — o czym jest książka?

Ferdydurke to historia trzydziestoletniego Józia Kowalskiego, który za sprawą prof. Pimko staje się piętnastoletnim uczniem szkoły prof. Piórkowskiego.  Od tego momentu pojawiają się coraz to większe absurdy. Zaczynając od walki na miny między Syfonem a Miętusem, przez "nowoczesność" rodziny Młodziaków, a kończąc na życiu ziemiańskim w dworku w Bolimowie. Przyprawianie gęby i formy, „upupienia” i łydka są na porządku „dziennym”. 



Słów kilka o autorze....

Marian Witold Gombrowicz herbu Kościesza (ur. 4 sierpnia 1904 w Małoszycach, zm. 24 lipca 1969 w Vence) – polski powieściopisarz, nowelista i dramaturg. Jeden z wybitnych polskich pisarzy XX wieku.

 Jego twórczość cechuje głęboka analiza psychologiczna człowieka jako uwikłanego w spuściznę kultury i w innych ludzi, analiza tożsamości jednostki w interakcji z innymi, problemu niedojrzałości i młodości, ról klasowych, a także poczucie absurdu, obrazoburstwo względem przyjmowanych przez społeczeństwo tradycyjnych wartości, antynacjonalizm i krytyka romantyzmu.

 Te elementy przeplatały się w jego najważniejszych utworach: powieściach Ferdydurke (1937), Trans-Atlantyk (1953), Pornografia (1960) i Kosmos (1965), oraz dramatach, m.in. Iwona, księżniczka Burgunda (1938) oraz Ślub (1953). Od 1939 Gombrowicz przebywał na emigracji: do 1963 w Argentynie, od 1964 aż do śmierci we Francji. 

Ważną częścią jego twórczości był prowadzony w latach 1953–1969 Dziennik, w którym autor w sposób ironiczny, cyniczny i z humorem opowiadał własne losy, podejmował dialog z różnymi nurtami filozoficznymi, z tradycją kultury polskiej i komentował bieżące wydarzenia polityczne.

 Zyskał sławę w ostatnich latach życia, był wówczas wśród kandydatów do Nagrody Nobla w dziedzinie literatury (1966, 1968, 1969), której nie otrzymał. Należy do często tłumaczonych autorów polskich.

(Źródło Wikipedia)



Ferdydurke jest swego rodzaju dziwną książką, którą niekiedy ciężko jest zrozumieć. Dla mnie najtrudniejszymi podczas czytania były rozdziały o Filidorze i Filibercie (które nie są obowiązkowe na maturę), a w szczególności przedmowy do nich. Dopiero po kilku lekcjach polskiego, kiedy zaczęliśmy tę książkę omawiać i pojawiło się nawiązanie do tych rozdziałów, mniej więcej zrozumiałam, o co w nich chodzi. 

Czytając Ferdydurke, doszłam do wniosku, że większość z nas ma w sobie choć trochę z Gałkiewicza, chociaż znajdą się i tacy, których można bardziej porównać do Pylaszkiewicza  (Syfona). Raczej mało co z wiedzy szkolnej nas „zachwyca i przewierca na wskroś” i raczej nie uważamy, że „Słowacki wielkim poetą był”. Kiedyś Słowacki, Mickiewicz czy Norwid byli dla młodych (ale dla starszych też) autorami, którzy pisali literaturę przyjemną, podnoszącą na duchu. Dzisiaj jest już raczej czymś, co nas nie do końca interesuje, chętnie byśmy ją omijali. 

Gombrowicz w Ferdydurke pokazuje, wręcz krytykuje w sposób ironiczny, awangardowy system działania szkoły na początku XX wieku, który szczerze mówiąc, od tamtego czasu niewiele się zmienił. Wciąż uczymy się tych samych powtarzalnych wzorów czy reguł, czytamy mniej więcej te same lektury. Natomiast  „ciało pedagogiczne” musi uczyć z programów narzuconych odgórnie. 


Tak samo jest z „przyprawianiem gęby/formy”, która jest nam wpajana już od dziecka. Nawet jeśli od danej formy próbujemy się odciąć, uciec to najczęściej albo pod wpływem nacisku społeczeństwa powracamy do niej, albo wpadamy w inną. 

Twórcy kanonu lektur zrobili dość dużego „psikusa” Gombrowiczowi, dodając go do listy obowiązkowych lektur na maturę. Chociażby przez to, że Gombrowicz w Ferdydurke w pewien sposób wyśmiewa działalność szkoły. Raczej nic tak bardzo, jak szkoła i rodzina nie zamyka nas w przeróżnych określonych formach.

Czy jest to lektura łatwa, którą można poczytać do poduszki? 

Zdecydowanie nie. Żeby zrozumieć ją, trzeba mieć dość dużą wiedzę i dystans do wszystkiego, a także  być oczytanym, ze względu na to, że jest sporo odniesień do innych tekstów. Inaczej ta książka będzie wydawać się dziwna, trudna, wręcz niezrozumiała. 

Jeżeli ktoś chce przeczytać Ferdydurke do snu, to zdecydowanie odradzam. Uważam, że są w niej momenty, w których trzeba trochę się wysilić, żeby zrozumieć, co autor miał na myśli czy dlaczego dana postać zachowuje się tak, a nie inaczej. 



Pomimo że Ferdydurke nie jest łatwą książką, to uważam, iż warto ją przeczytać. Nawet dlatego, że „Gombrowicz wielkim powieściopisarzem był”. 




„Koniec i bomba, a kto czytał ten trąba”.

2 komentarze:

  1. ano miałam kiedyś kontakt z tego typu podobną "dziwną książką". (tak sądzę..) nie doczytałam jej do końca. ale musze przyznać że była bardzo interesująca. i fakt do takich lektur trzeba być oczytanym. inaczej zaczynają drażnić. brawo za wytrwałosc .! :))

    OdpowiedzUsuń

-->